Małgorzata Bryl-Sikorska: W „Standardzie organizacyjnym opieki okołoporodowej” czytamy, że „opieka nad położnicą obejmuje w szczególności ocenę (…) stanu psychicznego położnicy, w tym ryzyka wystąpienia depresji poporodowej” (XIV, pkt. 2., podpunkt 6.). Kto jest zatem odpowiedzialny za zdiagnozowanie pierwszych niepokojących symptomów u położnicy i przekierowanie jej dalej do specjalisty?
Agnieszka Michalska: Z mojej wiedzy i doświadczenia wynika, że personel medyczny na oddziale położniczym jest bardzo zajęty i nie zawsze dobrostan psychiczny kobiety jest na pierwszym miejscu. Natomiast personel medyczny może, ale nie musi, umieć rozpoznawać ryzyko występowania depresji poporodowej. Dzieje się tak dlatego, że na ryzyko wystąpienia tej choroby składają się różne czynniki, których personel medyczny nie zbiera w wywiadzie. Oczywiście, na niektórych oddziałach położniczych istnieje ściślejsza współpraca z psychologiem lub psychiatrą. Jednak powiedzmy to – opieka położnicza nie obejmuje psychicznej sfery kobiety. Mimo tego doświadczony personel na oddziale położniczym, jeśli zaobserwuje niepokojące objawy, powinien zgłosić kobietę do specjalisty. Moim zdaniem personel położniczy nie jest w stanie zdiagnozować depresji i mówiąc szczerze, nie jest też bezpośrednio za to odpowiedzialny.
Chciałabym podrążyć jeszcze temat przygotowania personelu położniczego do reagowania na te zjawiska. Żeby zwiększyć świadomość na temat depresji poporodowej Ministerstwo Zdrowia uruchomiło „Program w zakresie edukacji i profilaktyki depresji poporodowej”. Ma on lepiej przygotować lekarzy i pielęgniarki do udzielania pomocy pacjentkom, dotrzeć z informacją do kobiet, których ten problem może dotyczyć oraz zapewnić pomoc kobietom. Jak działa ten program z Pani punktu widzenia, czy środowisko położników jest odpowiednio przygotowane z zakresu tej tematyki i czy pacjentki w porę trafiają do specjalisty?
Uważam, że ten program jest bardzo dobrym pomysłem, zawsze to jakiś krok do przodu. Niestety, wydaje mi się, że gorzej jest z jego realizacją. Wystarczy wejść na stronę rządową, by przekonać się, że tych oddziałów położniczych realizujących program nie jest wiele. Tak naprawdę w każdym szpitalu położniczym powinna być wdrożona tego typu edukacja. Mówiąc szczerze, trudno mi też odpowiedzieć na pytanie, czy te placówki, które realizują ten program, faktycznie działają tak, że pacjentki uzyskują odpowiednią pomoc. Myślę, że to jest kropla w morzu potrzeb. Każda osoba, która zajmuje się przyjmowaniem porodów, powinna umieć odróżnić, czy to, co dzieje się z kobietą jest naturalną konsekwencją porodu czy raczej jest to coś niepokojącego. Wydaje mi się, iż na ten moment jest światełko w tunelu, ale wciąż to nie jest wystarczająca inicjatywa.
Jaka jest skala problemu, jeśli chodzi o procent Polek cierpiących na depresję poporodową, a także procent Polek dotkniętych baby blues?
Jeśli chodzi o depresję poporodową, najważniejsze jest to, by zdawać sobie sprawę, że procenty są oparte na badaniach kobiet, które zgłosiły się po pomoc lub zostały do tej pomocy zgłoszone przez kogoś innego. Stąd nie przywiązywałabym dużej wagi do tych danych, bo mogą być mocno niedoszacowane. Warto też pamiętać o tym, że w naszej kulturze zachodniej, a konkretnie w polskiej kulturze jest bardzo mocny nacisk na to, by kobieta, która urodziła dziecko, emanowała jedynie radością i pozytywnym nastawieniem do tego wydarzenia. Tabu jest mówienie o tym, że gorzej się czuje, nie daje sobie rady albo ma problem z uczuciem miłości do dziecka.
Rozumiem, ale mimo wszystko gdybyśmy spojrzeli na te dane, to o jakich liczbach mówimy?
Jeśli chodzi o depresję, to w badaniach jest spora rozpiętość, czyli 7 – 22 % kobiet, w zależności od tego, na jakie badania powołujemy się. Natomiast kobiet dotkniętych baby blues jest 80 %. Dlatego ta świadomość problemu jest bardzo ważna nie tylko wśród personelu medycznego, ale także wśród samych kobiet, żeby wcześniej wiedziały, że coś takiego może się wydarzyć.
Porozmawiajmy zatem o objawach depresji poporodowej i baby blues. Co je od siebie różni?
Baby blues trwa około tydzień od momentu urodzenia dziecka (do dwóch tygodni maksymalnie) i jest głównie związany z pracą hormonów w organizmie kobiety po porodzie. Praca hormonów bardzo mocno wpływa na psychikę. Ciało kobiety przez dziewięć miesięcy stopniowo przygotowuje się do porodu. Natomiast zaraz po porodzie następuje nagła zmiana i jest to bardzo duży wstrząs dla organizmu, co skutkuje mocnymi wahaniami hormonów, a co za tym idzie nastrojów. Baby blues objawia się: smutkiem, chwiejnością emocjonalną, napięciem, płaczem, drażliwością, uczuciem wyczerpania, ale też nagłymi wzruszeniami, łzami radości.
Natomiast depresja poporodowa jest dużo poważniejszym problemem. Składa się na nią wiele czynników, także przedporodowych i poporodowych, których kobieta jest uczestnikiem. Do objawów depresji poporodowej należą: ogólne poczucie niekompetencji jako matka, poczucie, że nie jest się wydolną w opiece nad dzieckiem, a to z kolei wywołuje silny lęk i stres, a także równoległe poczucie winy kobiety, że nie dość dobrze zajmuje się dzieckiem. Depresja wiąże się też z poczuciem bezradności i silnym stresem. W efekcie kobieta może unikać kontaktu z dzieckiem i myśleć, że dziecko sprawia wyjątkowe trudności w opiece, większe niż inne dzieci. Czasami zdarzają się napady paniki, zamartwianie się o własne zdrowie i dziecka, aż do hipochondrycznych objawów.
Objawem depresji może też być poczucie osamotnienia, opuszczenia, bycia niezrozumianą, a także trudności w okazywaniu uczuć, zwłaszcza miłości osobom bliskim, sobie, dziecku. W depresji pojawia się płaczliwość, bezsenność, zaburzenia koncentracji, częste mogą być skargi na dolegliwości somatyczne. W ekstremalnych przypadkach (ale wcale nie tak rzadkich) mogą wystąpić myśli samobójcze albo myśli o skrzywdzeniu dziecka. I tu już dotykamy problemu, który jest jeszcze trudniejszy, czyli tzw. psychozy poporodowej.
O ile nie mylę się, czynnikiem różniącym baby blues i depresję jest też to, że baby blues bez pomocy specjalisty po prostu po krótkim czasie mija sam?
Dokładnie tak. Baby blues zaczyna się w drugim lub trzecim dniu po porodzie, bo zupełnie na samym początku jest głównie szok. Natomiast jeśli stan rozchwiania emocjonalnego trwa dłużej niż dwa tygodnie, to zdecydowanie warto skontaktować się ze specjalistą.
Sieć internetowa pełna jest poradników, jak radzić sobie z depresją i baby blues, niestety często też informacji nieprawdziwych i mitów. Jakie są bezpieczne miejsca w internecie, gdzie można zaczerpnąć fachowych informacji o tych zjawiskach? Czy skuteczne jest narzędzie do samodzielnego wykrywania ryzyka depresji: Edynburska Skala Depresji Poporodowej?
Zacznijmy od tego, że samo zaniepokojenie się swoim stanem psychicznym albo zaniepokojenie bliskich kobiety, już są przesłankami do tego, by skonsultować się ze specjalistą. Najlepiej, by był to psycholog znający się na tym konkretnym problemie. Jeśli pyta pani o miejsca, gdzie szukać informacji, to raczej sugerowałabym od razu przejrzeć internet pod kątem psychologów zajmujących się problemem depresji poporodowej. Tylko specjalista może określić skalę zjawiska, stwierdzając, czy to faktycznie jest depresja poporodowa oraz umówić się na ewentualną kolejną wizytę za jakiś czas. Lekarz określa też czynniki ryzyka wystąpienia depresji poporodowej, których jest bardzo wiele. Podkreślam, że czynniki ryzyka występują już przed porodem.
Oczywiście warto zasięgnąć też informacji z internetu i skorzystać z rzetelnego, trafnego narzędzia, czyli Edynburskiej Skali, bo to jest nic innego jak zestaw objawów, które mogą wskazywać na występowanie problemu depresji. Zsumowanie punktów ze wspomnianej skali może dać nam dodatkową przesłankę do tego, by udać się do specjalisty. Niemniej przestrzegam przed samodiagnozowaniem i samoleczeniem. Spotkajmy się raczej ze specjalistą i porozmawiajmy z nim o swojej, indywidualnej sytuacji. Możemy przeczytać wiele artykułów w internecie, ale żaden z nich nie będzie brał pod uwagę naszej osobistej sytuacji, a zrobi to specjalista, z którym będziemy rozmawiać.
Chciałabym powiedzieć o jeszcze jednej rzeczy, która wydaje mi się kluczowa. To jest bardzo ważne, żeby dać sobie pomóc w sytuacjach, kiedy czujemy, że coś jest nie tak. Nieleczona i pozostawiona depresja poporodowa sama nie minie, a może przejść w regularną długo trwającą depresję. To z kolei bardzo mocno wpływa na dobrostan kobiety, jej dziecka, na jakość ich relacji, a także na kontakt z partnerem. Przestrzegałabym przed ignorowaniem tego problemu i zachęcam do tego, żeby sięgać po pomoc.
Depresja poporodowa to nie tylko temat kobiecy, bo może dotknąć także ojców. Co zwiększa ryzyko depresji poporodowej u mężczyzn?
Mężczyźni po porodzie mogą mieć depresję, ale nie nazwałabym jej „depresją poporodową”. Panowie nie rodzą i w związku z tym nie występuje u nich taka choroba. Mężczyźni nie przechodzą przez traumy porodowe, nie mają połogu czy tak drastycznych zmian hormonalnych, nie karmią piersią na żądanie co godzinę, w związku z tym nie dotyczy ich jednostka chorobowa zwana depresją poporodową. Jednak mogą mieć depresję spowodowaną zmianą stylu życia po urodzeniu dziecka, zwiększonymi wyzwaniami życiowymi, poczuciem dużej presji, że trzeba wykazać się w roli ojca i partnera.
A co może zwiększyć ryzyko depresji u mężczyzny?
Zwiększają je brak przygotowania do roli ojca, wcześniejsze problemy psychiczne, ogólny brak poczucia bezpieczeństwa oraz realnego wsparcia ze strony otoczenia. Ten ostatni czynnik tyczy obu płci. Jest jeszcze mnóstwo innych czynników, na przykład niedawna przeprowadzka lub zmiana pracy. Natomiast głównym powodem depresji może być brak wsparcia, na to kładę nacisk. Brak wsparcia jest w ogóle głównym problemem współczesnych rodziców.
Jak można sobie pomóc, jeśli podejrzewamy u siebie lub osoby bliskiej depresję poporodową?
Szukać pomocy u specjalisty. Wiele osób, w tym ja, udziela wstępnych konsultacji nawet on-line. Zatem nie trzeba wychodzić z domu z małym dzieckiem i gdzieś jechać, tylko można wykorzystać komputer i otrzymać wstępną informację o kolejnych krokach. Lepiej dmuchać na zimne, niż przeoczyć poważny problem, jakim jest depresja poporodowa.
Jak reagować? Co powinniśmy mówić, a czego nie mówić kobiecie, która ma baby blues lub zdiagnozowaną depresję poporodową?
Kiedy o tym myślę, to od razu wyobrażam sobie kogoś, kto w takiej sytuacji mówi: „Będzie dobrze”, „Poradzisz sobie”, „Każda przez to przechodzi”, „Na pewno kochasz swoje dziecko”. Mówiąc takie rzeczy, odpowiedzialność za tę sytuację zrzuca się na tę kobietę. Tymczasem ona nie jest odpowiedzialna za to, w jaki sposób się czuje. Pamiętajmy, że kobieta mierzy się z bardzo dużym wyzwaniem życiowym, do którego nie była przygotowana, bo nie ma takiej możliwości, by w pełni przygotować się do niego. To obciążenie może przerosnąć młodą mamę i przytłoczyć pozytywne odczucia przy dziecku. W to miejsce warto jej powiedzieć: „Ja jestem”, „Jak ja ci mogę pomóc?”.
Jak już wspomniałam, depresja u młodych rodziców łączy się z tym, ze oni nie mają wsparcia, więc nie zastanawiałabym się, co powiedzieć, tylko co zrobić. Po prostu pomóc. Przyjść, ale nie zasiadać na kanapie i prosić o kawę i ciasto, tylko przynieść obiad, pozmywać naczynia, odkurzyć, zająć się dzieckiem, żeby mama mogła wziąć prysznic albo żeby para mogła wyjść tylko we dwoje na przykład do kawiarni. Potrzebne jest realne wsparcie od otoczenia, a nie mówienie. Stwierdzanie: „Będzie dobrze” i klepanie po ramieniu jest bagatelizowaniem sytuacji i nie jest realną pomocą.
Chciałabym też dodać, że nie mamy prawa oceniać ani matki, ani jej wyborów, ani tego, jak się czuje, ani tego, w jaki sposób opiekuje się dzieckiem. A to niestety w polskim społeczeństwie jest nagminne. Pomoc oznacza odpowiedź na realne potrzeby. Żadna mama nie powinna zostawać sama ze swoimi problemami. Zachęcam do kontaktowania się z innymi kobietami, które są po porodzie, do wychodzenia z dzieckiem z domu, do szukania wsparcia osób będących w podobnej sytuacji, bo to bardzo pomaga.
Równie istotne jest przyznanie przed samą sobą, że czuję się z czymś źle lub nie radzę sobie. Wracamy tu do początku naszej rozmowy, gdy wspomniała Pani o nierealnym przekazie macierzyństwa jako wyłącznego pasma radości.
Pełna zgoda. Natomiast jeśli otoczenie widzi, że kobiecie jest trudno (bo nie mówiłabym, że sobie z czymś nie radzi), to powinno wesprzeć ją fizycznie i namacalnie. Ważne jest też, by udała się do specjalisty. Urodzenie dziecka dla większości osób jest ogromnym szczęściem, ale jednocześnie jest to też największe wyzwanie życiowe. Nie ma większego wyzwania niż urodzenie dziecka.
Rozmawiała: Małgorzata Bryl-Sikorska
Agnieszka Michalska – psychologię skończyła na Uniwersytecie SWPS w 2014 roku. Mama 2-letniej córeczki, partnerka, mieszka z rodziną w Londynie gdzie prowadzi własną praktykę oraz współpracuje z Polską Szkołą Rodzenia. Pomaga w osiągnięciu równowagi życiowej poprzez określenie indywidualnych potrzeb i pomoc w ich realizacji. Wspiera głownie w obszarach partnerstwa, rodzicielstwa bliskości, macierzyństwa.